Poraj II, czyli integracja licealistów z rocznika 2008 i 2009
W dniach 19 – 21 września odbyła się wycieczka integracyjna najmłodszych uczniów naszego liceum, czyli pierwszaków 😉 Adresem docelowym, podobnie jak z rocznikiem starszym w maju, był położony nad zalewem Poraj, ośrodek wczasowy – Leśna Radość. Miejsce nieodległe i dobrze skomunikowane linią kolejową z naszym miastem, więc i tym razem zdecydowaliśmy się na podróż pociągiem. Scenariusz wyjazdu w większości punktów zbieżny był z programem wiosennym, zatem podobnie drogę z dworca do ośrodka pokonaliśmy pieszo, wcześniej zatrzymując się na lody i zakupy w pobliskim dyskoncie. Sprawnie, przy przyjemnej letniej aurze wędrowaliśmy przez miasto, las, wałem zalewu i znowu lasem, by po godzinie dotrzeć do Radości. Zaczęło się dobrze, bo według kilku sprawdzanych prognoz pogody, przed południem miało padać.
Zakwaterowanie przebiegło bardzo sprawnie. Można przypuszczać, że jeśli nie padł, to przynajmniej zakręciliśmy się koło rekordu świata wszechkategorii hotelowych w tej kwestii (Trochę rozwinąłem ten wątek, bo mam w pamięci trzygodzinne zakwaterowywanie we włoskim hotelu w minione wakacje. Czad!)
Po krótkim odpoczynku w pokojach wybraliśmy się nad brzeg zalewu, gdyż aura nadal sprzyjała rozmowom i zabawom na tzw. świeżym powietrzu. Entuzjaści otwartych akwenów pomoczyli nawet nogi 😊 Wracając (znowu podobnie jak wiosną) zatrzymaliśmy się na dłużej przy ceglanym kręgu, żeby pograć w „mafię”. Różnica była tylko taka, że żaby nie rechotały, bo to przecież nie czas na żabie amory.
Obiad, a po obiedzie sjesta w pokojach, bowiem lekki deszczyk jednak dotarł do Poraja. Na szczęście nie trwał długo i gdy trawa podeschła ruszyliśmy eksploatować przestrzeń ośrodka. Jedni rzucali frisbee, inni grali w siatkówkę, jeszcze inni kopali powołaną do tego futbolówkę – w odróżnieniu do wycieczki wiosennej, kiedy to w tym celu niemiłosiernie używano wysłużonego „siatkówkowego” Wilsona ☹ Twórcze pierwszaki inicjowały również nieznane mi wcześniej zabawy grupowe.
Wieczorem, po kolacji rozpaliliśmy jeszcze ognisko. Sporo się działo! Piekliśmy oczywiście kiełbaski, a smakosze próbowali jeszcze coś z piankami Marshmallow, ale najważniejsza była zabaw! Wspólne tańce, takie jak belgijka, macarena, kaczuszki i inne trwały do 21:30. Niektórzy próbowali coś również wokalizować, ale nieśmiałość na razie zwyciężyła. Wróciliśmy do pokoi, gdzie aktywność w podgrupach jeszcze trochę trwała (jej dynamikę powściągną gość hotelowy zakwaterowany na parterze naszego pawilonu 😉).
Trzeba dodać, że zabawy pierwszaków wspierali uczniowie klas II i klasy III, bowiem w tym właśnie celu jedenaścioro z nich przyjechało tutaj z nami.
Drugiego dnia program zakładał aktywności podobne do tych z popołudnia dnia pierwszego. Był więc nieco dłuższy spacer brzegiem zalewu, którego integralną częścią były pogaduchy oraz przystanki na zabawy i pamiątkowe zdjęcia. Również popołudnie i wieczór były podobne, z tą tylko różnicą, że nie piekliśmy już kiełbasek, a wieczornych aktywności w pokojach nie zakłócił żaden nieznajomy…
Ostatni dzień, to wycieczka autokarem do pobliskiego Olsztyna, skąd również autokarem wróciliśmy do Dąbrowy. W międzyczasie jednak spędziliśmy trochę czasu w rzeczonym Olsztynie i jego najbliższej okolicy.
Lody, kawa i drobne zakupy, a po nich niespełna dwukilometrowy spacer na górkę Biakło, której kulminacja to wapienna skała zwieńczona, podobnie jak tatrzański Giewont, żelaznym krzyżem. Stąd zapewne jej druga nazwa to Mały Giewont.
Na 13. wróciliśmy do centrum miasteczka, gdzie w sprawdzonej restauracji, wszyscy wielbiciele pszenicznych placków z dodatkami najedli się do syta. W pizzerii „Pod Zamkiem” nie pracuje może żaden Giovani, ale przepisy z Neapolu to chyba jednak mają 😉.
Cele zostały zrealizowane. Pierwszoklasiści w plenerowych przestrzeniach, przy wspólnym stole oraz w swoich pokojach poznali się nieco lepiej, a i starszym miłych wrażeń nie zabrakło.
R.S.